błogosławiony Ksiądz Henryk Kaczorowski (1888 - 1942)
Ks. Henryk Kaczorowski urodził się 10 lipca 1888 r., w Bierzwiennej, powiat Koło, jako najstarszy syn Andrzeja i Julii z Wapińskich. Po ukończeniu Szkoły Powszechnej w Kłodawie rozpoczął naukę w gimnazjum w Kaliszu. Bojkot szkolny przeprowadzony na terenie zaboru rosyjskiego przerwał naukę. Podjął wtedy pracę jako nauczyciel. W 1908 r. wstąpił do Seminarium Duchownego we Włocławku i zdobywał tu wykształcenie filozoficzno-teologiczne. Od 1913 r. kontynuował naukę w Akademii Duchownej w Petersburgu. Tam 13 czerwca 1914 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa Jana Cieplaka.
W 1928 r. został mianowany rektorem seminarium; funkcję tę pełnił do czerwca 1939 r., kiedy na skutek wielokrotnych próśb, ze względu na stan zdrowia, została przyjęta przez biskupa jego rezygnacja. W uznaniu zasług dla diecezji został obdarzony w 1930 r. godnością kanonika kapituły katedralnej, a w 1939 r. - prałata papieskiego. Mimo rozlicznych, powierzanych mu przez władze kościelne funkcji, ks. Henryk Kaczorowski był związany przede wszystkim z Seminarium Duchownym. Głównym celem jego posługi, jako rektora i wykładowcy teologii, było przygotowanie żarliwych, ofiarnych duszpasterzy, ludzi wiary i modlitwy, przy możliwie wszechstronnym rozwoju ich różnych uzdolnień. Troszczył się także o rozwój tężyzny fizycznej alumnów, włącznie z sięganiem do pewnych wzorów z regulaminu wojskowego. Wysokie wymagania, stawiane alumnom przez rektora, były przez nich odbierane jako wyraz miłości do nich i do sprawy Bożej, tym bardziej, że potwierdzał to na co dzień nie dającym się ukryć głębokim życiem wewnętrznym i stawianymi sobie wymaganiami, zawsze większymi niż wobec innych. Ujmował alumnów swym twardym stylem życia połączonym z wielką dobrocią, szacunkiem w stosunku do nich, kulturą. Nie znosił bierności, wygodnictwa czy nieporządku. Był konsekwentnym zwolennikiem rzetelnego wysiłku w nauce, w pobożności, w zachowaniu wszelkiego ładu w życiu codziennym. Bardzo troszczył się o biednych alumnów, którym dyskretnie, na różny sposób, niósł pomoc; często przyznawał im stypendia z własnej pensji. Ks. Rektor był człowiekiem modlitwy - wielokrotnie można go było spotkać pogrążonego w modlitwie na chórze kościoła seminaryjnego. To wszystko znajdowało odbicie w konferencjach dla alumnów, głoszonych w sposób bardzo żywy i obrazowy, które pozostawały na długo w pamięci słuchaczy. Jeden z nich, jeszcze kilkadziesiąt lat później, przytaczał jego słowa: wy będziecie ogrodnikami, będziecie siali, pielęgnowali kwiaty, ale nie dla siebie, tylko dla Pana. Nic więc dziwnego, że rektora powszechnie otaczano wielkim szacunkiem, widząc w nim autentycznego wychowawcę i przewodnika w wierze.
Po wybuchu wojny, l września 1939 r., mimo zajęcia miasta przez wojska hitlerowskie, ks. H. Kaczorowski pozostał wraz z innymi profesorami w seminarium, by prowadzić zajęcia z alumnami, gdy tylko będzie to możliwe. Tu został aresztowany przez gestapo 7 listopada 1939 r. i osadzony w więzieniu miejskim. Nawet w więzieniu nie przestawał nauczać swych uczniów, z którymi dzielił ciężkie dni odosobnienia. Ustawicznie modlił się. Służył przykładem w znoszeniu prześladowań. Z powodu choroby, za wstawiennictwem jednego z lekarzy z Włocławka, został przeniesiony na pewien czas do szpitala św. Antoniego. Wiosną 1940 r. został sprowadzono go do klasztoru salezjańskiego w Lądzie, gdzie utworzono miejsce przejściowego internowania dla aresztowanych duchownych. Tam jeszcze w styczniu zostali przewiezieni księża przetrzymywani w więzieniu we Włocławku. 3 kwietnia 1941 r. został zabrany z Lądu wraz z bł. Michałem Kozalem i kilku starszymi kapłanami do Dachau. Droga prowadziła przez więzienia przejściowe w Inowrocławiu i Berlinie. W Inowrocławiu został dotkliwie skatowany przez esesmanów. Do obozu w Dachau przybył ostatecznie 25 kwietnia 1941 r. Nadano mu numer 24547 i umieszczono w izbie nr 4 w 28 baraku.
Ks. H. Kaczorowski nawet w miejscach kaźni zachowywał się z godnością chrześcijańską i spokojem. Nie uchylał się od żadnej nakazanej pracy. Innych dźwigał na duchu i służył im przykładem. Współwięźniowie wspominają, że mimo strasznego głodu i wyczerpania, potrafił podzielić się swoim jedzeniem z bardziej głodnymi. Wyczerpany fizycznie, został zaliczony do tzw. bloku inwalidów, gdzie w izbie o wymiarach 8 na 9 m. leżało stłoczonych ok. 300 osób. Wszyscy byli skazani w rzeczywistości na szybkie unicestwienie. Więźniów tych zabierała stopniowo duża ciężarówka, kryta szczelnie czarną plandeką, określana jako samochód-widmo. 6 maja 1942 r. na tę ciężarówkę, wraz z innymi jeszcze więźniami, został załadowany ks. Henryk. W pełni zdawał sobie sprawę, że jest to wyjazd na śmierć. Przyjmował jednak to wszystko ze spokojem, w duchu zawierzenia swego życia Bogu. Jeszcze przed wejściem na samochód, wykorzystując chwilową nieuwagę esesmanów, ks. Kaczorowski zbliżył się do bramy z żelaznej siatki oddzielającej blok inwalidów od obozu, za którą stało kilku znajomych mu więźniów. Do jednego z nich, alumna Władysława Sarnika, zdążył jeszcze powiedzieć: "Władziu, powiedz wszystkim, by się nie smucili. My się nie łudzimy; my wiemy, co nas czeka. "Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego" (Ps 22). Przyjmujemy z rąk Bożych to, co nas czeka. Módlcie się za nas, abyśmy wytrwali, a my również będziemy modlić się za was - tam" - i wskazał ręką ku niebu. Wkrótce potem strażnik brutalnie wepchnął go na samochód, który niezwłocznie odjechał.
Więźniów z bloku inwalidów z obozu w Dachau, od maja 1942 r. do listopada tegoż roku, przewożono ok. 200 km dalej, w okolice Linzu, gdzie kierowano ich bezpośrednio do komór gazowych na śmierć. Informują o tym raporty obozowe, których nie zdążono zniszczyć przed niespodziewanym wyzwoleniem obozu przez żołnierzy amerykańskich. Była tam zamieszczona m.in. informacja: "Czas konania w komorze trwał ok. 6 min". Komory gazowe w pobliżu Linzu wielokrotnie były miejscem eksperymentowania na więźniach skuteczności nowych gazów trujących. W takich okolicznościach, z całą pewnością, wkrótce po przewiezieniu do komory gazowej, zakończył życie ks. Henryk Kaczorowski.